top of page
Zdjęcie autoraTeoria polityki

Czas na republikańską V RP

Tadeusz Klementewicz


Anachroniczne PO, jeszce bardziej anachroniczny PiS. Czas na republikańską V RP. Polska wobec wyzwań III rewolucji przemysłowej


Rewolucja narodowo-prawicowgo PiSu wykorzystuje rozczarowanych realiami neoliberalnej transformacji. Dopiero nowa formacja, koalicja republikańska, może przejąć tych, którym pozostało niewiele miejsca przy szwedzkim stole III RP. Jej zadanie to reindustrializacja polskiej gospodarki, tracącej dystans do cywilizacyjnego centrum, tworzenie bardziej zharmonizowanego społeczeństwa, w bardziej zrównoważonym ekosystemie.


III RP, czyli z wiślanego piasku złoto? Pogoń polskiego społeczeństwa za czołówką cywilizacji przemysłowej wciąż trwa, mimo kilku prób przyspieszenia. Świadkami kolejnego przyśpieszenia są żyjące obecnie pokolenia. To tzw. transformacja ustrojowa, która w istocie okazała się pokorną adaptacją do systemu światowego. Przedmiotem sporu jest miejsce, w którym znalazła się polska gospodarka w światowych łańcuchach produkcji i wartości dodanej. Neoliberalna transformacja przyniosła niewątpliwe sukcesy. Bilans ten przypomina Andrzej Karpiński (w książce Prawda i kłamstwa o przemyśle. Polska w obliczu III rewolucji przemysłowej. Fundacja Oratio Recta, Warszawa 2018). Do sukcesów należy m.in. 2,5 krotny wzrost wolumenu produkcji coraz bardziej konkurencyjnej, także dzięki nowocześniejszej technice, rozwój sektora małych i średnich firm (z 7% całej produkcji do prawie 60% obecnie), i przede wszystkim otwarcie gospodarki na rynek światowy. W PRLu eksportowano około 18% produkcji, obecnie – ponad 52%. Ale neoliberalna transformacja zasadniczo nie przezwyciężyła quasi-kolonialnej zależności polskiej gospodarki od centrum. I tak, przyrost produkcji i owszem, ale 2/3 tego przyrostu to nie produkcja finalna, lecz montowanie i konfekcjonowanie wyrobów gotowych z importowanych części i surowców rękami specjalistów od dokręcania śrubek. Co gorsza, w branżach nasyconych nowoczesną techniką (telekomunikacja, przemysł lotniczy, samochodowy) udział zagranicznych firm sięga 70%.Taki jest też udział, choć stopniowo maleje, w sektorze bankowym i wielkopowierzchniowym handlu. Eksport? I owszem, ale połowa dokonuje się między filiami zagranicznych firm i to one zgarniają ostatecznie rentę innowacyjności. Szacuje się, że z Polski wypływa w formie transferu zysków około 3% polskiego PKB, w sumie około 100 mld ZLP. Zatem dopiero wzrost PKB powyżej trzech procent zasługuje na to określenie. Za to polskie bezpośrednie inwestycje zagraniczne, BIZ, lokowane są w takich centrach światowej innowacyjności jak Nowa Kaledonia. Np. w r. 2010 według NBP polskie podmioty ulokowały inwestycje o największej wartości w (w mln euro): w Luksemburgu 1.636, w Szwajcarii 707, w Nowej Kaledonii 497, na Cyprze 434. Tak więc zyski polskich kapitalistów nie przyczyniają się do wzrostu inwestycji, tylko zasilają system finansowy świata, podważając na małą polską miarę (0,35% światowego obrotu) jego stabilność. Co więcej, wzrost wydajności pracy dokonał się w wyniku deindustrializacji. Zlikwidowano bowiem 1675 zakładów (spośród zatrudniających ponad 100 pracowników, w tym 681 zbudowanych w okresie PRLu). Były to najczęściej tzw. wrogie przejęcia dla opanowania rynku zbytu. Obecnie tylko 22% ogółu zatrudnionych pracuje w największych zakładach, przy 1/3 w Europie. Tymczasem obecnie to big is beautiful. Wielkie korporacje nie tylko buszują na światowym rynku, one mają także rozbudowane oddziały prac badawczo-rozwojowych. Wdrażają nową technikę i produkty. Small business zaś pełni rolę poddostawców w rozwiniętej sieci wielkiej korporacji i utrzymuje się dzięki taniej pracy, a nie innowacjom. W strukturze polskiego przemysłu brak jest najbardziej innowacyjnego sektora wysokiej techniki: przemysłu komputerowego, elektronicznego, precyzyjnego, elektrotechnicznego czy ekologicznego. Tylko 6% pracuje w przemysłach wysokiej techniki, na dodatek o 100 tys. mniej niż w PRLu. Polska nie poprawiła swojej pozycji, tkwi nadal w ogonie krajów UE, czyli jest uzależniona od techniki kreowanej gdzie indziej (80% zaopatrzenia w wyroby wysokiej techniki pochodzi z importu). Co szczególnie bolesne, towary importowane zaspokajają w 56% popytu na rynku wewnętrznym i to także w produkty przemysłu spożywczego (dwukrotnie wyższy poziom niż w krajach o podobnej skali rynku). Z Polski emigruje rocznie ponad 90 tys. młodych ludzi, zabierając ze sobą publiczne nakłady na kwalifikacje, i wzbogacając tym samym przyjmujące społeczeństwa. Polska powróciła więc do historycznej „normalności” spóźnionego przybysza – teraz dependent market economy, przy czym zależność ta ma obecnie charakter ekonomiczny.

Polskie społeczeństwo czeka zatem kolejny wysiłek modernizacyjny, jeśli odrzuca rolę największej w Europie strefy taniej pracy czy łatwego rynku zbytu. Jeśli status półperyferii rodzi niechciane konsekwencje, jakiej dokonać korekty w strategii narodowej? Kto miałby dokonać tej korekty? Odpowiedzią jest strategia reindustralizacji polskiej gospodarki. Wpisuje się ona w tendencje rozwojowe III rewolucji przemysłowej, na dodatek koresponduje z analogiczną strategią UE. Wymaga jednak zmiany formacji politycznej i sformułowania długofalowych celów. Muszą one uwzględniać tendencje rozwojowe obecnej fazy ewolucji społeczeństw: kryzys ekologiczny, automatyzację procesów produkcyjnych i strukturalne bezrobocie, wzrost nierówności, starzenie się populacji w centrum, a nade wszystko niepokojący każdego konserwatystę wzrost autonomii i podmiotowości jednostki.

Praktycznie pozostają dwie alternatywy. Pierwsza to rola zaplecza taniej pracy i obciążających środowisko faz produkcji dla gospodarki niemieckiej, jej platformy podwykonawstwa, gdyż płace stanowią 1/4 płac niemieckich. Tym związkom sprzyjała szybkie powiększenie możliwości transportowych. Byłoby to nawiązanie do tradycji Cesarstwa Niemieckiego, z tą różnicą, że teraz przemysłowego (my produkujemy kadłuby np. autobusów, Niemcy uzbrajają je w nowoczesny napęd, nam pozostaje produkcja standardowych okien, niemieckie firmy wykorzystują najnowsze materiały). Młodsi cywilizacyjnie bracia Słowianie zachowają swój status w rodzinnej Mitteleuropie. Druga alternatywa wymaga cudu nad Wisłą, tym razem nie mniemanego. To program reindustralizacji, a więc zastosowania w procesach produkcyjnych robotyki, sztucznej inteligencji, nanotechnologii, odchodzeniu od dobrobytu opartego na wzroście gospodarczym wykorzystującym węglowodory jako źródło energii. Jej symbolem będzie rewolucja energetyczna, tzw. zielony kapitalizm. Motorem napędowym tej nowej fazy rozwoju przemysłu jest sektor naukowo-techniczny. O skali trudności mówi niemiecka infrastruktura innowacyjności. Zapewnia ją rozbudowane zaplecze badawczo- rozwojowe, wspierane finansowo przez państwo. Dzięki temu niemiecki przemysł charakteryzuje się wysoką jakością dóbr inwestycyjnych, zachowuje kluczowe gałęzie przemysłu w kraju i specjalizuje się w takich produktach wysokiej techniki, które niełatwo naśladować bez nowoczesnej bazy przemysłu i wyspecjalizowanych kadr różnych specjalności. Strategia narodowa tego kraju jest dobrze osadzona w kulturze społecznej dyscypliny, rzetelnej pracy i umiejętności długofalowego, planowego współdziałania szerokiego grona ludzi i instytucji. Powodzenie strategii rozwojowej zapewniają niemieckiej gospodarce cztery składowe. Po pierwsze, Niemcy stawiają na produkty i technologie, które trudno opanować bez bazy zaawansowanych urządzeń i techniki, bez kwalifikacji kadry inżynierskiej i robotników różnych specjalności. Przy czym robotnicy niemieccy zarabiają 10. więcej niż chińscy. Tak wytworzonych produktów nie da się łatwo skopiować albo wytworzyć w montowniach chińskich czy polskich. Należą do nich: wyposażenie linii produkcyjnych, produkty nanotechnologii (robotyka, mechatronika), kompozyty (włókna przemysłowe z węgla i ligniny, z biomasy, a nie pochodne ropy, polimery dla branży samochodowej, lotniczej czy kosmicznej), biotechnologie, zaawansowane technicznie maszyny (układy optyczne do laserów, precyzyjne narzędzia chirurgiczne, maszyny o wielkich gabarytach w rodzaju ogromnych pras czy dźwigów). Po drugie, projekty kończące się wdrożeniem innowacyjnych towarów powstają w wyniku współpracy agend rządowych, uczelni technicznych i uniwersytetów z przemysłem i bazą laboratoryjną. Państwo finansuje ponad 80 Instytutów Plancka. Posiadają one na wysokim poziomie laboratoria, w których prowadzone są badania w zakresie nauk podstawowych. Tu powstają fundamenty nowych kierunków badań i poszukiwań teoretycznych. Instytuty Plancka otacza sieć centrów technologicznych Fraunhofer-Gesellschaft. Jej domeną są badania w zakresie nauk stosowanych. 60 instytutów badawczych Fraunhofera w połowie finansuje państwo, a w połowie firmy prywatne. Czerpie on też zyski z opłat licencyjnych. W realizacji wielkich projektów uczestniczy na ogół kilkadziesiąt partnerskich jednostek badawczych i kadr przemysłowych, firm wielkich i małych. Po trzecie, cały czas istnieje płynna wymiana kadr między uczelniami i przemysłem. Dzięki temu doświadczenie i kompetencje badawcze czy techniczne uzyskane w każdej z tych dziedzin mogą łatwo przenikać, zazębiać się dając efekt synergii. Po czwarte, projekty mogą być realizowane w bardzo długiej perspektywie czasowej. Dzieje się tak za sprawą cierpliwego kapitału. Otrzymujący granty od Fraunhofera na tworzenie centrów badawczych nie są oceniani przez pierwsze 5 lat. Później muszą pozyskać od prywatnych firm tyle środków finansowych, ile wynosił ich kapitał założycielski. Takie są źódła innowacyjności, czego, niestety, nie chce przyjąć do wiadomości minister Gowin i pisowskie państwo, które wydaje więcej na IPN niż PAN.

Czy obóz władzy ukształtowany w realiach walki z Systemem może podołać zadaniu kierowania procesem dalszej modernizacji? W polskich dziejach kombatanci poprzedniej epoki, przejąwszy władzę, organizują życie rodakom walcząc z cieniami minionych wrogów. Rządzący Polską obóz władzy powstał w wyniku protestu klasy robotniczej, którą następnie pozostawiono samej sobie. Z niego wykluły się dwa bieguny koncentracji ideowo-programowej PO i PiS. Obie formacje powstały w określonych realiach historycznych, wytworzyły wspólny obraz historii najnowszej i nowe kanony tożsamości (antykomunizm, sprowadzenie dziejów PRL do represji stalinowskich i roli UB, rusofobia, trzymają się sutanny papieża Jana Pawła II, uwierzyli w magię własności prywatnej, która nawet piasek miała zamieniać na złoto). Różnią się poglądami na kształ i funkcje państwa oraz taktykę, a nie strategię reprezentacji interesów klas społecznych.


Kartoteka nadwiślańskich liberałów III RP. Liberałowie stali się awangardą tzw. klasy średniej. Klasa średnia jest bytem społecznym o płytkiej charakterystyce. Wymaga zatem dokładniejszego adresu społecznego. Wskutek liberalizacji przepływów finansowych oraz dużej obecności filii zagranicznych firm, powstał nowy sektor zatrudnienia dla specjalistów z dziedziny finansów, ubezpieczeń, zarządzania, informatyki itp. Drogę awansu ułatwiała praca w centralnych instytucjach bądź działalność w samorządach (przypadek M. Morawieckiego) czy zarządach publicznych spółek. Trafili oni do zachodnich banków, firm ubezpieczeniowych, firm doradczych i prawniczych, stali się menedżerami OFE, maklerami na giełdzie papierów wartościowych, medialnymi klakierami działań rządu. Stali się też drogowskazem spodziewanego awansu dla pozostałych jeszcze na prowincji, w strefie bieda- prac i bieda-płac. Jako pracownicy zachodnich firm, nawet wynagradzani według najniższych stawek macierzystego kraju korporacji, stają się szybko właścicielami mieszkań, domów, obligacji skarbowych i korporacyjnych. Krezusi na polską miarę, gdzie 2/3 zatrudnionych otrzymuje na rękę te „polskie dwa tysiące”. Niezależnie od wysokich kwalifikacji wymaganych do kierowania współczesnymi przedsiębiorstwami i instytucjami, niezależnie od indywidualnegio sukcesu zawodowego i finansowego ich funkcja we wspólnocie pracy i życiu nie jest jednoznaczna. Dali się poniekąd skorumpować. Ich zadanie polega bowiem na adaptacji korporacyjnych celów, procedur, programów, kultury do właściwości polskiego rynku, polskiego konsumenta, polskiego prawa, ale kosztem rodzimych firm i pracowników. Typowa robota kompradorska. Narzucili wzorce konsumpcji uwięzionym w strefach specjalnych, bieda-biznesach, w aparacie państwa i samorządach na podrzędnych stanowiskach. Szczególnie szkodliwy stał się wybór samochodu jako przedmiotu symbolicznej konsumpcji. Ta skądinąd słabostka powiększyła import na potrzeby motoryzacji i przemysłu samochodowego. Stanowi on 23% całości dochodów z eksportu, podczas gdy w najbogatszych krajach Europy te wydatki oscylują poniżej 10%. Czyż mogą być niezadowoleni z szans, które im stworzył turbokapitalizm? Według danych NBP w Polsce 800 tys. ludzi żyje w gospodarstwach domowych, których majątek przekracza 2,5 mln złotych. To zaledwie dwa procent społeczeństwa, które charakteryzuje nie odbiegający od europejskiej średniej współczynnik Giniego 0,38 dla dochodów, ale znacznie wyższy 0,6 dla majątków. Beneficjenci transformacji to okolo 10-15% społeczeństwa i wokół tych wielkości powinien oscylować elektorat liberalnej formacji. Zgodnie z swoim klasowym interesem pojmują demokrację. Im wystarczają formalne warunki równości, które oferuje demokracja liberalna – wolność gospodarcza, prawa wyborcze, swoboda wypowiedzi. Jeśli dyrektor i sprzątająca jego firmę mogą brać udział w tej samej demonstracji, to oboje są pełnoprawnymi obywatelami, członkami społeczeństwa obywatelskiego. Ale nie każda kobieta może być Henryką Bochniarz. Niektóre, a jest ich niemało, pracują przy linii montażowej, pakują towar, obsługują kasy. Ważne są zwłaszcza pracownice sektora usług personalnych, pochylające się nad potrzebami dużego domu. Trzeba go posprzątać, zająć się dziećmi, kiedy gospodyni ma seans coachingu emocji albo wizytę u personalnego trenera fitnessu. I to do nich PO i Nowoczesna adresują swój program. Klasa wielkomiejskich specjalistów, utrzymuje się z wysokokwalifikowanej pracy najemnej, sowicie wynagradzanej przez korporacje i zarządy publicznych spółek. Sprawują oni także wysokie urzędy w administracji publicznej. To zatem partie klas biznesu i pracy menedżerskiej. Znajdujemy tu rodzimych przedsiębiorców i właścicieli kapitału pieniężnego, operujących w krajowej i globalnej gospodarce. PSL z kolei jest partią-związkiem zawodowym klasy farmerskiej.

Skutki strategii neoliberalnej, którą tak ochoczo wdrożyli, ostatecznie zmiotły liberałów z narodowego piedestału. Po wyborach 2015 r. zaludnili symboliczny Salon, którym gardzi prowincja. Mogą teraz ubolewać nad "nienawiścią do demokracji" wzmożonych narodowo prawicowych "populistów". Jednak to oni wychodowali tego potwora. Uchwalili minimum praw, właściwych demokracji liberalnej, za którymi teraz się chowają. Kiedy wytworzone bogactwo społeczne przestało skapywać na dół, został złamany podstawowy warunek umowy społecznej Rousseau: każdy ma coś i nikt nie jest tak bogaty, żeby mógł kupić innych. W sumie, liberalizm gospodarczy jest anachroniczny, gdyż sama logika rynku nie kreuje rozwiązań. Ona prowadzi do świata stającego się stopniowo wielkim obozem pracy pod nadzorem korporacyjnego capo.

Pełzający zamach stanu w IV pisowskiej RP. W tej fazie procesu budowy polskiego neoliberalnego kapitalizmu wkracza ze swoim programem Prawo i Sprawiedliwość. Zagospodarował on gniew na społeczne skutki neoliberalnej transformacji. Wraz z uwiądem związków zawodowych, zanikła solidarność pracowników oraz konflikt przemysłowy jako oś życia politycznego. Dotyczy on zawsze wysokości płac, warunków pracy, zabezpieczeń socjalnych. PiS stał się partią wieloznaczną klasowo. Stara się dotrzeć z programową ofertą do klas pracowniczych małych miast, mini-przedsiębiorców oraz różnych odłamów pozarobotniczych pracowników najemnych o średnich kwalifikacjach, a także do zatrudnionych na podrzędnych stanowiskach w sferze usług publicznych, w szkołach, w szpitalach, w biurach. Łącznie stanowią oni około połowy zatrudnionych. Program PiS uwzględnia także potrzeby emerytów. Do tego trzeba dodać makroklasę pracowników rolnych i tradycyjnych drobnotowarowych rolników. Ogółem zaufało pisowskej "dobrej zmianie" 53,3% rolników, 46,8% robotników oraz 29,1% właścicieli małych firm. Dochody, głównie płacowe, nie umieszczają zwolenników PiSu w dolnych decylach, wynoszą bowiem około 80% średniego wynagrodzenia w kraju (M.Gdula). Sojusz z klasami pracowniczymi podyktowany jest logiką walki politycznej i ma charakter taktyczny.

W dyskursie ideologicznym partii "dobrej zmiany" splatają się motywy właściwe prawicy (kult narodu, silnego państwa i pokoju społecznego), integralny antykomunizm, przetykany postulatami socjalnymi. PiS zaoferował namiastki bezpieczeństwa socjalnego (program 500 plus, obniżenie wieku emerytalnego, minimalną stawkę godzinową, podwyższenie płacy minimalnej). Obiecał bronić interesów rodzimego rolnika i drobnego przedsiębiorcy. Krytykuje obcy kapitał, zwłaszcza w sektorze bankowym i wielkopowierzchniowym handlu, ale zarazem pomija stosunki wierzycielsko-dłużnicze z Zachodem. Z otwartymi ramionami wita też kolejne inwestycje kapitału zagranicznego, stręcząc mu Polki i Polaków. Jako lekarstwo na osłabienie więzi społecznych, PiS zaproponował solidarność wielkiej rodziny, a więc wzmożenie narodowe oraz właściwy prawicy korporacjonizm - wizję harmonii społecznej. Natomiast dumę narodową, poczucie godności bycia Polakiem ma zapewnić przywrócenie państwu „suwerenności” w grze narodów, choćby tylko środkowoeuropejskich i choćby w formie "żebraczego" militaryzmu (stałe antyszabrowanie w Waszyngtonie). Udział we wspólnocie narodowej jest namiastką familiaryzmu i solidarności, które zniszczyła indywidualistyczna strategia sukcesu życiowego propagowana przez liberałów. Dyskurs narodowy jest także użyteczny ideologicznie, ponieważ przesłania różnice klasowe, tym samym utrudnia ich rozpoznanie, a w konsekwencji przeciwdziałanie. Sukces zapewnia PiSowi obietnica wzmocnienia kontroli nad aparatem państwa oraz odbudowa jego funkcji i efektywności działania. Dużym atutem było stworzenie podziału na wielkomiejskie elity i prowincjonalny lud, a następnie inscenizacja jego współudziału w rozliczaniu elit pieniądza, wykształcenia, prestiżu i władzy. PiS obiecał wyrównanie rachunków za upokorzenia transformacji. To co stało się nieosiągalne dla Janusza i Grażyny z Miastka w nowych realiach, budzi ich resentyment wobec beneficjentów transformacji. Co więcej, ich potępianie zaczyna nobilitowć, bo daje poczucie wyższości moralnej. W sumie więc obóz zjednoczonej narodowej prawicy zaoferował polskiemu społeczeństwu kapitalizm z lekkim znieczuleniem społecznym (500+, ale bez żłobków i przedszkoli, z minimalną płacą, ale z Polską jako jedną wielką strefą specjalną). Jest to ważna dla klas pracowniczych korekta kapitalizmu liberałów. Dobre i to na początek.

"Strategia na rzecz odpowiedzialnego rozwoju" sygnowana nazwiskiem premiera Morawieckiego to jak dotąd przykład dobrej roboty pijarowców. Jego walorem jest zasygnalizowanie prorozwojowej polityki państwa, której renesans pojawia się i w praktyce (Chiny, Irlandia, Izrael, Finlandia) i w refleksji naukowej (H-J. Chang, M.Mazzucato, J.Lin, w Polsce A. Karpiński, G. Kołodko). W dobrym kierunku idzie ograniczanie udziału zagranicznego kapitału w sektorze bankowym i wspieranie procesu tworzenia tzw. narodowych czempionów. Szkoda tylko, że w tradycyjnych gałęziach przemysłu (energetyka, sektor paliwowy). Jednak niewypowiedzianym celem jest tworzenie powiązań między państwem a biznesem przypominającym międzywojenny korporatyzm we Włoszech. Pisowscy funkcjonariusze państwa i biurokracja partyjna stają okrakiem między pracą a kapitałem. Z jednej strony obniżki podatku CIT, konstytucja dla biznesu, z drugiej poniesienie płacy minimalnej, poprawa warunków zatrudnienia pracownika. Ale nie zaniedbują też inwestorów z wielkiego świata, którzy albo budują montownie, albo centra usług dla korporacji. Ustawiają się w roli komisarzy organizujacych strawnieszy ład instytucjonalny dla międzyklasowych relacji, bynajmniej nie kwestionując roli demiurgów "miejsc pracy".

Program PiSu jest anachroniczny, gdyż idzie pod prąd uniwersalnej tendencji do kształtowania się ponadnarodowej wspólnoty życia i pracy, a także coraz bardziej multikulturowych społeczeństw. Coraz gęstsza staje się sieć współzależności na szachownicy narodów, rozciąga się ona nad ich gospodarkami, kulturami, migrującymi ludźmi. Pod rządami PiSu Polska staje się twierdzą bronioną przez wodza narodu, by chronić polski lud przed niepewną przyszłością rynkowego społeczeństwa, by neutralizować jego lęki i strachy. Natomiast uspołecznianie kapitalizmu może się dokonać tylko na poziomie globalnym, wymaga międzynarodwej współpracy w różnych gremiach kształtujących ład światowy: od mocarstw po organizacje międzynarodowe i regionalne.


V RP: strategia reindustrializacji szansą koalicji republikańskiej. Współczesne rozumienie republiki składa się z trzech, stopionych ze sobą pierwiastków: praw obywatelskich, politycznych i socjalnych, a także warunku praktycznego - aktywnego współudziału obywateli w kształtowaniu dobra wspólnego, racjonalności ogólnospołecznej. Opiera się zatem na równowolności, equal liberty, êgaliberté. Jest to wspólnota obywateli, a nie członków etnicznego czy kulturowego narodu. Nowoczesny republikanizm różni się od liberalnej koncepcji jako wolności od państwa, jego nieingerencji, głównie w sferę stosunków własnościowych (regulacja rynku, przymus podatkowy, który boli najbardziej). Jak pisze Urlike Guérot, "republika zapewnia bezpieczeństwo jako przesłankę wolności, tworząc dla niej zarazem prawne oraz materialne warunki".

Istnieje życie poza POPiSem. Jest wiele rozproszonych podmiotów w polskim życiu politycznym i publicznym, których ideałem i celem jest harmonijne społeczeństwo, łączące efektywną gospodarkę z bezpieczeństwem socjalnym obywateli. Dla wielu opiniotwórczych uczestników polskiego życia publicznego modelem są społeczeństwa skandynawskie. W przeciwieństwie do społeczeństwa nowoczesnych barbarzyńców i spekulantów, jakim jest amerykańskie, Skandynawowie łączą protestancki indywidualizm z solidaryzmem społecznym, potrafią żyć jednocześnie osobno i razem. Harmonijne społeczeństwo, zestrojone ze środowiskiem naturalnym, jest bliskie zielonym, ruchom miejskim, rozproszonym formacjom lewicowym, związkom zawodowym, ruchom dążącym do

równości płci, zapewnienia kobietom praw reprodukcyjnych, ruchom LGBT, ruchom dążącym do przezwyciężenia podziałów etnicznych czy rasowych. W sumie rysuje się szeroka Koalicja Republikańska (KoR+) - trzeźwych entuzjastów lepszej wspólnoty niż dżungla jednostek- przedsiębiorców samych siebie, którzy zajadle rywalizują ze sobą o resztki miejsc pracy. Lider z autorytetem politycznym i sprawny organizacyjnie, który by przewodził temu zadaniu, miałby szanse dołączyć do grona kreatorów polskiej nowoczesności: A. Tyzenhausa, S. Staszica, K. Druckiego- Lubeckiego, S. Szczepanowskiego czy E. Kwiatkowskiego. Bynajmniej nie byli to ekonomiści, tym bardziej liberalni.

Narzędziem transformacji musi być państwo jako reprezentant racjonalności ogólnospołecznej. To wyklucza liberałów ekonomicznych. Liberałowie, opócz Autostrad Wolności i Solidarności, niewiele mają do zaoferowania tym, których praca uruchamia na co dzień maszynerię zysku. Pilnują budżetu, wysokości długu publicznego, wsłuchują się w sygnały rynku, pozostawią rynkowi ocenę wartości pracy, warunków pracy i płacy, nie ograniczą konkurencji z chińskim wychodźcą ze wsi budującym teraz kapitalizm. Szeroki udział wszystkich obywateli w różnych formach demokracji bezpośredniej, zapewnienie równych praw wszelkim mniejszościom, otwartość kulturowa i pluralizm wartości, oświeceniowy racjonalizm wyklucza z kolei konserwatystów i zwolenników „wielkiej katolickiej Polski”.

Strategia reindustrializacji wdrażana przez państwo ma na celu wspieranie konkurencyjności gospodarki narodowej. To interwencjonizm podażowy. Zajmują się tym rządowe agencje rozwoju, wyposażone w bogate instrumentarium oddziaływań, jak tworzenie okręgów przemysłowych czy parków nauki. Dzięki nim powstają pozytywne efekty zewnętrzne oraz korzyści skali (np. Dolina Krzemowa czy Mediolan dla wzornictwa). Od połowy lat 50. do połowy lat 90-tych amerykański rząd wydał ponad bilion dolarów na badania i rozwój broni nuklearnej. Dzięki temu strumieniowi środków wynaleziono broń laserową, satelity szpiegowskie i meteorologiczne, inteligentne rakiety, chipy komputerowe. Tak powstały zręby tzw. społeczeństwa informacyjnego. Organa administracji rządowej muszą tworzyć warunki do podejmowania ryzyka inwestycyjnego bez poczucia przedsiębiorcy wchodzenia na krę lodową. Ryzyko to minimalizują takie osłony, jak: reżimy handlowe ochraniające w fazie wzrostu przed konkurencją zewnętrzną; systemy finansowe, ułatwiające dostęp do„cierpliwego kapitału”. Ale także konieczne jest dobre prawo upadłościowe dla przedsiębiorców oraz ochrona socjalna dla pracowników raczkujących firm. Według Mariany Mazzucato, państwo powinno mieć w zamian udział we własności patentów, które faktycznie współfinansuje na różnych etapach przygotowania. W szerszym zakresie finansowanie R&D powinno przybierać formę pożyczki. Jej spłata by zależała od przyszłych dochodów firmy, która z nich skorzystała.

Rola państwa w strategii reindustrializacji polskiej gospodarki nie polega więc na tworzeniu publicznych przedsiębiorstw, ani na - zabronionej w UE - pomocy publicznej, ani unikaniu kapitału zagranicznego. Ogranicza się ona do kształtowania warunków dla innowacyjności wybranych sektorów gospodarki. Liczą się tutaj nie ulgi podatkowe, bo oszczędności umykają do rajów podatkowych. Liczy się zaś ewentualne umożenie kosztów inwestycji. Np. według Andrzeja Sopoćki, przy odpowiedniej interpretacji art. 42 ustawy o NBP można dopuścić możliwość udzielania przez NBP któremuś z banków komercyjnych długookresowgo kredytu na finansowanie określonych inwestycji. Taki kredyt mógłby być rolowany dowolnie długo, przy tym nie obciążając ani długu budżetowego, ani długu publicznego.

Dzięki strategii reindustrializacji powstaną lepiej płatne miejsca pracy, ponieważ przemysły wysokiej techniki przejmują więcej wartości dodanej. Byłyby miejsca pracy dła młodego pokolenia z dyplomami z dziedziny bio- czy nanotechnologii. A praca ma dużą moc socjotwórczą. Łączy ludzi, zarówno pracujących rękami, jak i głową. Tworzą oni podmiot społeczny, gdyż każda praca zawiera jako nieodłączny swój składnik współpracę, niekiedy bardzo pośrednią, różnych grup ludzkich. Dlatego wymaga integracji na wyższym poziomie organizacji, na poziomie całości społecznej. Przede wszystkim zharmonizowania trudu i motywu pracy. Nie może nim być współcześnie tylko przymus fizycznego przetrwania. Taką motywację buduje przekonanie ludzi, że praca, jej jakość i ilość, jest powszechnym, równym dla wszystkich kryterium dostępu do dóbr społecznych. Dlatego konieczna jest większa progresja podatkowa, np. wprowadzenie trzeciego progu podatkowego. Każdy bowiem produkt jest wytworem wspólnej pracy wielu ludzi, także minionych pokoleń, głównie wynalazców. Ważne jest świadectwo Warrena Buffeta: „myślę, że społeczeństwo jest odpowiedzialne za bardzo znaczący procent moich zarobków. Gdyby ktoś mnie osadził w Bangladeszu, Peru, czy gdzieś tam, to przekonałby się jak wiele mógłbym ze swoim talentem osiągnąć na niedobrej ziemi. Pracuję w systemie rynkowym, który akurat dobrze nagradza to, co robię – nieproporcjonalnie dobrze”. Przedsiębiorcę wspierają bowiem i instytucje państwa, i infrastruktura naukowa, i prawo spółek i inne przepisy prawa handlowego, i system edukacji, zapewniający podaż dobrze wykształconych naukowców, inżynierów, menedżerów, i system finansowy, umożliwiający pozyskiwanie wielkich ilości kapitału na rozwój firm, i prawa patentowe i prawa własności intelektualnej, chroniące ich wynalazki, i łatwo dostępny rynek dla ich produktów itd. itd. To są koszty ponoszone przez społeczeństwo. Z tej racji, laureat tzw. ekonomicznego Nobla, Herbert Simon, oszacował, że 90% dochodów pochodzi z innych źródeł niż osławiona „przedsiębiorczość”, talent czy inne walory bohatera naszych czasów. Bogaci nie mają prawa do całego majątku. Do wymodelowania takiej struktury podatków potrzebne jest odpowiednie ustawodawstwo na czele z gwarancjami płacy minimalnej, współudziałem pracowników w zarządzaniu firmą czy przeciwdziałanie manipulacjom cenami transferowanymi i innymi technikami optymalizacji podatkowej. Ale przede wszystkim chodzi o przeciwdziałanie kumulacji majątków i kapitału nie pochodzących z dochodów płacowych. Dlatego Thomas Piketty radzi wziąć tłustego misia za nogi i potrząsnąć jego kiesą. W konsekwencji więc warunkiem urealnienia demokracji w Polsce byłoby odzyskanie przez klasy pracownicze pozycji siły równoważnej wobec kapitału. Prowadzi do tego celu wzrost płac powiązany z produktywnością pracy, likwidacja śmieciówek, skracanie czasu pracy, wzrost uzwiązkowienia, współudział w zarządzaniu firmą. Bez takiej spójnej osłony instytucjonalnej żadna gospodarka narodowa nie opuści statusu semiperyferii, a tym bardziej nie wydobędzie się z pułapki średniego dochodu.

Piętno utopijności zniknie z tych postulatów dopiero wtedy, kiedy staną się one wspólnym celem dla inicjatyw zdemokratyzowania UE, by przestała być regionalnym parkiem technoliberalizmu. Program ten musiałby być realizowany jednocześnie na poziomie krajowym, europejskim i globalnym. Tutaj jego celem byłaby nowa konfiguracja kapitalizmu, uspołecznienie powstającego bogactwa społecznego i narzucenie ścisłych ram wykorzystywania zasobów biogeochemicznych. Lepsza przyszłość wciąż przed nami.

45 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Commentaires


bottom of page